Już powoli dobiega końca nasze doświadczenie misyjne w Ziemi Świętej, ale my się tym nie przejmujemy i dlatego postanowiliśmy jak najowocniej przeżyć ten dzień. Rozpoczynając od Mszy Świętej, poprzez pracę (ostatnią w tym roku) i wspólne chodzenie uliczkami Starego Miasta.
W związku z tym, że był to ostatni dzień pracy, wyglądał on troszkę inaczej od pozostałych. Część z nas kończyła walkę z kratami od studzienek, Andrzej z Luizą wykańczali ostatnią już kratę, a część wzięła się za ucinanie wybujałych gałęzi. Pracy trochę było, więc od razu po obiedzie, bez tzw. sjesty, kończyliśmy naszą działalność :)
Ostatnie poprawki Andrzeja i ostatnia krata skończona ;)
Jak wiadomo trzeba dbać o odpowiedni poziom cukrów w organizmie
Andrzej starannie usuwający uszkodzoną szybkę...
i Marlena która nie chciała tyle czekać :P
Walka była ciężka, ale ostatecznie odnieśliśmy zwycięstwo.
Niektórzy z nas ćwiczyli rzut liśćmi palmowymi przed następną olimpiadą
Podczas pracy mieliśmy niespodziewaną wizytę, gdyż odwiedził nas przedziwny kameleon, i jak się można było spodziewać, zrobił niemałe zamieszanie...
Kameleon w całej swej okazałości.
"Wolność!"
Po pracy i przygotowaniu się (a było to przed piątą), ruszyliśmy do Starego Miasta, aby dokonać ostatnich zakupów i wytracić ostatnie szekle w portfelach ;) O 19 natomiast umówiliśmy się z siostrami Elżbietankami w Starym Domu Polskim, w którym byliśmy bardzo dobrze przyjęci, a widok z tarasu przedstawiał Jerozolimę zupełnie z innej perspektywy. Zresztą sami spójrzcie...
Ciekawe czy ktoś znajdzie Dom Pokoju?
A tutaj właśnie znajduje się meczet...
Koniec naszego dnia okazał się trochę niespodziewany, ponieważ w czasie naszych zakupów natrafiliśmy na znajomego księdza Wojciecha Węgrzyniaka, z którym umówiliśmy się na spotkanie jeszcze dzisiaj wieczorem. A więc po wizycie u sióstr, razem z księdzem biblistą weszliśmy do Austriackiego Domu Pielgrzyma, aby tam wspólnie wypić postawioną przez samego księdza kawę.
Był to czas wspólnych zdjęć, jak również planowania jutrzejszego dnia. Ale o tym napisze już Michał.
Ja już się z Wami żegnam, a to z tego prostego powodu, że piszę ten blog już po raz ostatni.
Do zobaczenia w Polsce. ;)
Mikołaj
spotkanie z kameleonem było zasłużonym bonusem dla "ludzi pracy" :)
OdpowiedzUsuńJuż nie możemy się doczekać Waszego powrotu i tych niekończących się opowieści "jak tam było"
Niech Święty Krzysztof uprasza dla Was dobrą drogę